Już sam pomysł wyjściowy jest fajny - jeden maleńki pokój hotelowy i dwanaście historii (odcinków), które rozegrały się w jego ścianach. Pierwszy epizod to oparty na bardzo prostym motywie dreszczowiec (łatwo skapować, jak to się skończy), ale dzięki grze aktorskiej (chłopiec chwilami upiorny tym swoim anemicznym okazywaniem emocji) i odpowiednim sfilmowaniu całość ogląda się dobrze i te 23 minuty zlatują nie wiadomo kiedy. Co jakimś tam osiągnięciem jest, pamiętajcie, że całość ogranicza się do jednego małego pomieszczenia! :D Ode mnie 7/10 i czekam na kolejne opowieści.
Nie ma polotu. Tanie chwyty i pseudozaskakujące pointy jak z literackich pierwocin nastolatka. W drugim odcinku aktorstwo ciut lepsze, ale pomysł nadal bardzo młodzieńczy. 4/10
Mnie to nie przeszkadza. Owszem, gdybym musiał oglądać te historie rozciągnięte do pełnometrażowego filmu, to bym nie zdzierżył, ale skondensowane do dwudziestu minut z hakiem nawet nie mają kiedy zmęczyć. A że przy tym realizatorsko wszystko wypada co najmniej nieźle - jestem na tak i bawię się przednio.
> skondensowane do dwudziestu minut z hakiem nawet nie mają kiedy zmęczyć
Szczerze? Ja oglądałem na 2-krotnym przyspieszeniu - dotrwałem do końca tylko dlatego, że każdy odcinek zajął mi nieco ponad 10 minut.
Nie do końca rozumiem, ktoś Cię zmusza do oglądania? :D Zamiast puszczać na 2-krotnym przyspieszeniu, można zwyczajnie wyłączyć - ja tak robię, fajna i bezbolesna metoda, polecam :P
A napisałem gdzieś, że ktoś mnie zmuszał? Napisałem, że oglądałem na 2-przyspieszeniu, a to znaczy, że właśnie tak chciałem oglądać. Można wiedzieć, czego się chce, i to robić - fajna i bezbolesna metoda, polecam :P
Zgadzam się te ''artefakty'' mogli sobie odpuścić.
>>>>>
Ten serial to takie słabsze Black Mirror tylko rozgrywający się zawsze w tym samym miejscu.
Trzeci odcinek nieco za długi, a ta jego obrzydliwość ogranicza się do ostatniej minuty. I nie, wcale nie chodzi o gore, gdyby ktoś się już napalał :P
Porównywanie serialu do "Black Mirror" jest moim zdaniem nie do końca trafne. Wystarczy poszperać w sieci, aby dowiedzieć się, że w zasadzie pomysł nie jest nowatorski, a wręcz przeciwnie, bardzo często porównywany jest on do znakomitego brytyjskiego "Inside No. 9", na którym twórcy najwyrazniej się wzorowali. Praktycznie taka sama konwencja i podobnie jak w tym przypadku, każda z historii toczy się w jakimś pokoju/mieszkaniu/domu pod numerem 9.