Debiutancki film Natalii López Gallardo to kino artystycznego niepokoju. Wchodzi mocno pod skórę i mam wrażenie, że niektóre sceny będą mi się śniły po nocach. Twórczyni mnoży zagadki i niedopowiedzenia, stawiając przede wszystkim na sugestywne obrazy, które pokazują ludzkie brutalność i bezradność. Poszczególne sceny właściwie same w sobie są dziełami sztuki – kilkunastosekundowymi albo kilkuminutowymi. Przesyt wszechobecnej przemocy działa tu trochę hipnotyzująco. Nie chce się wierzyć, że będzie jej jeszcze więcej i jest więcej. Trzy wizerunki znękanych przez enigmatyczne wydarzenia kobiet i wspaniale zagrane napięcia trzech twarzy, choć tu w zasadzie każde aktorskie oblicze w milczeniu wnosi swoje w ten bezmiar rozpaczy. Żywioł ognia opowiada tu też o tym, co nieodwracalne. W tym filmie można zobaczyć nawet wiatr. Wszystko piekielnie wyostrzone i jednocześnie konsekwentnie deformowane jak punktowane życiorysy postaci. Slow cinema dla wielbicieli filmowych detali. Przejmujący, enigmatyczny, pokazujący niepokój na kilkanaście sposobów. I absolutnie zagadkowy do samego końca.